poniedziałek, 9 października 2017

;-)

zamiast melisy

niedziela, 17 września 2017

tak

Przyszło nowe.

wtorek, 12 września 2017

komentarze

Ja pierdolę! Byłabyś mistrzem hejtowania dzieci.

poniedziałek, 28 sierpnia 2017

fraza

potrzebuję nitki

piątek, 18 sierpnia 2017

Lubisz to!

A tak całkiem z innej beczki, to mój rower przeżył w tym roku ekstremum.

Zaledwie od początku sierpnia zaliczono:

- rowerowy speed z wielkimi plecakami, obciążeniem maksymalnym na pociąg (nie umiem się pakować 😒),

- leśną, wiejską dróżkę, która okazała się być drogą z tirami, naczepami, przez las, żwirownie, kopalnie (też z obciążeniem, piachem i strachem przed prędkością w oczach),

- przemiłą wycieczkę do Spały zakończoną w lesie, w bagnach, w piachach, na użytkach ekologicznych, byłym lodowcu z rowerem na plecach, czarnym niebem, burzą w powietrzu, zmrokiem, brakiem internetu, mapy Google, za to z facetem z szablą i wizjami ludzkiej stonogi (nice, już długo nie wsiądę na rower),

- po jednym dniu odpoczynku (minęło w ten sposób "długo nie wsiądę na rower") 91 km w nowym terenie, po zadupiach, wsiach, w upale 30°C,

- rajd rowerowy jednego dnia (ba! popołudnia, bo wyjazd po 15) za Pabianice i z powrotem (śmiać mi się chce z dawnych "wyczynów"- dojechać do Pabianic wow! by się piwa napić, z perspektywy to jednak człowiek inaczej wszystko widzi),

- przejażdżkę (bo nawet nie wycieczkę) do Ikei, a konkretniej mówiąc powrót w ulewnym deszczu, w wielkich, wygrzebanych z dna sakwy pelerynach (jednorazowe cuda z 2005 roku znalazły w końcu swoje zastosowanie), powodujących efekt szklarni i balonów wietrznych (widok jedyny w swoim rodzaju).

Było i więcej. Było cudownie.

A za wszystkie wycieczki dziękuję mojej najlepszej, niezrównanej towarzyszce ever! Kai Kowalewskiej. Chaosie - jeździsz tak, jak piszesz. Czyli najlepiej pod słońcem 😁

herezjum

Chodzę czasem po "internetach". Oczywiście w miarę czasu, który ciągle mi umyka. I patrzę, i czytam, i obserwuje. Czasem to aż mnie palce swędzą, by napisać, co myślę. A że jednak trochę kultury z domu wyniosłam, milczę. Zjem ciastko, wiatr poprzeklinam, zmilczę. A czytam herezje straszne. Niestety. Co się zobaczy, to się nie odzobaczy. Co się przeczyta, to się nie zanalfabeci. I zadziwia mnie człowiek w potędze wiary w swoje ego. Nie znam się, a się wypowiem. Z dumą. A jak! Nie rozumiem, poudaję mądrego, rozprawę (pseudo)naukową sieknę. A co mi tam! Wiem wszystko, poudaję, że nie widzę. To jakby codziennie otwierać lodówkę i po 40 latach zdziwić się, że w ogóle takie urządzenie istnieje. To jakby rozsmarować gówno po jabłku i udawać, że to nowa obudowa. I pH ona. Chyba mi kranik popuszcza szczerością. Pocieknie.

wtorek, 25 lipca 2017

plan jest dobry

Ty nie umiesz jeździć pociągami. Dlatego jedziemy pociągiem. 

sobota, 22 lipca 2017

rocznica

Tyle się dzieje. Godziny jak szalone biegną w lato. W deszczu czy w słońcu kolejne plany. Wywiady, wyjazdy, wakacje, więcej i więcej dobra, szaleństwa i chaosu. A przecież to już trzy lata od. Trzy cudowne lata spełniania marzeń. Pamiętam jak dziś. 19 lipca, weekend, noc pukająca do okien. Wcześniej rezygnacja z rowerów do Pabianic, zamknięcie pewnego rozdziału, decyzja. Gruba krecha. Koniec, który okazał się być początkiem czegoś niezwykłego. Gdyby nie ten koniec, nie byłoby Chaosu, który powstał właśnie w ten weekend. Powstał z wyzwolenia. Podarował skrzydła. Silne i piękne. A wtedy była czekoladowa sofa i laptop na kolanach. Kliknęłam utwórz stronę na fb, impulsywna nazwa z Twoich ust. Bo Chaos był zawsze, brakowało pięter. Stały się. Z miłości do słów. Rano już ponad sto. Niedowierzanie mieszało się ze szczęściem. Piętra rosły, mnożyły cuda. Nadal rosną. Za chwilę sto tysięcy. Niech kwitną w nieskończoność! Do końca gwiazd.

poniedziałek, 10 lipca 2017

prawo rynku

Żeby sprzedać, to najpierw trzeba mieć komu. To najprostsze prawo rynku. Jak będziesz na bezludnej wyspie i założysz piekarnię, to bułek nikt nie kupi. Nie ma szans.

piątek, 7 lipca 2017

wyjątkowo zimny lipiec

Ciągle wierzę w lato i ciągle marznę.
To nic, wiem, że w końcu się ziści.
Jak Ty.

czwartek, 6 lipca 2017

jak zwykle

Kończymy operować niebo, a ja myślę,  ile piekła w człowieku. Tylko idealiści wierzą w chmury i w duszę niezatrutą szpilką jadu. Dookoła syf. Człowiekiem rządzi wewnętrzna hiena. Zazdrość o sukces, lepsze oczy, lajki, kwiatki na tarasie, słońce w duszy, metkę i rozmiar dupy. Jesteś tym, co tworzysz. Złe słowa jak żywica oblepiają serce, przyciągają brud. Hejty zwierciadłem duszy. A moja choruje na białe zasłony i letni zapach płynu do tkanin. Delikatnych.

na amen

Zakochać się można nawet w sposobie odstawiania kubka z zieloną herbatą.

poniedziałek, 3 lipca 2017

scenka rodzajowa z soboty

Sobota. Muzyka dudni strumieniami. Drinkiem dotykam ust. Mam błyszczyk, za krótką blue spódnicę i milion marzeń. Wchodzi Mike. Wszyscy się witają, ściskają. Z pokoju wychodzi metr osiemdziesiąt Gabriela.
- To mój syn.
- Twój kto?
- No syn.
Mike patrzy na mnie, na Gabriela, na mnie, na Gabriela, znów na mnie.
- To ile Ty lat miałaś, kurwa, jedenaście?

środa, 28 czerwca 2017

za dużo wyśniłam

Są wakacje i jedziemy z Łodzi na P. A raczej wracamy do Łodzi. Obecnie jesteśmy w Krakowie, rozpoznaję te uliczkę, spieszmy się na imprezę. To piątek, przed sobotą, która nadejdzie. Idziemy spacerem przez miasto. Jest miło i radośnie. Nagle rozpoznajesz Łukasza, to mój kuzyn. Siedzi pod blokiem z Twoimi fanami. Jest tam Hania z córką Magdą. Wszyscy się przedstawiają, a Łukasz, ubrany w długi, ciemny płaszcz, zaprasza na kawę. Mnie woła z daleka i wita Kinga, też chce porozmawiać. Podoba ci sie blok, chcesz poznać ich świat i wchodzimy do mieszkania na parterze. Łukasz i Kinga zostawiają nas i w konspiracji zamykają się w najmniejszym pokoju. Grażyna też tam jest i nie chce wyjść. Jest brudno, ciemno i nieprzyjemnie, to ruina dawnego Złotego Wieku. Wszędzie biegają dzieci, plują i krzyczą. Jest ich chyba z 20. Wychodzimy i ruszamy dalej spacerem. Zmierzamy w kierunku dworca. Na górce, za kamienicą w Katowicach, tej, na której zimą tor saneczkowy spotykamy Żanetę z koleżanką.  Koleżanka to Szkicownia, choć jej nie znamy. Razem imprezujemy w Sieradzu, a czas nie płynie. Jesteśmy u kogoś, a jednocześnie na górce. Spędzamy tam noc, ale nadal zmierzamy na pociąg o 15. Głodnieję i namawiam na dalszą drogę. Żaneta nie chce jechać na imprezę, bo poznała kogoś. Udzielasz jej rad, prosisz, by uważała. Idziemy dalej same, a czas zaczyna przyspieszać. Widzimy ruiny Manufaktury, zgliszcza w pięknym słońcu. Robię zdjęcie, ale bardziej przejmuję się głodem niż zniszczoną Manu. Miotam się w ulicach, zapominam drogi, w końcu docieramy na Fabryczny. Dobiegam do kasy. Kupuję bilet do Łodzi, a kasjerka podaje mi cenę 2840 zł i list gratulacyjny od prezydenta miasta. Nie chcemy tyle płacić, kasjerka krzyczy, ma pretensje, że nabiła na kasę. Chcę bilet na następny pociąg, ten o 19. Okazuje się, że dziś nie kursuje, bo konduktor zemdlał. Załamka na krawężniku. Nagle podchodzi student i mówi: pierdolę, nie jadę! I wręcza nam bilety na Srebro z listami gratulacyjnymi. Jest radość, ale i głód. Chcemy coś zjeść. Jeden punkt ma tłuste, obrzydliwe potrawy. Kobiety w pochlapanych fartuchach rzucają mięsem i sosem. Odpada. Przypominam sobie o dobrych zapiekankach. Nie ma dawnego punktu, kierują nas na piętro do restauracji. Ładnie tam. Podchodzi kelnerka i zaczyna tańczyć taniec brzucha. Trwa to 10 minut, mamy mało czasu, a ona nadal tańczy i nie przyjmuje zamówienia. Uciekamy. W kiosku przy wyjściu na peron dostrzegam bagietki. Głód ściska brzuch. Wybierasz bułkę, bardzo długo. Dla mnie zostaje bagietka. Pytam z czym. Z parówką, szynką parówkowy i truskawkami. Nie brzmi dobrze, ale kupuję za całe 30 zł. Biegniemy przejściem na peron. To na pewno Kraków, rozpoznaję latarenki. Po drodze przedstawienie. Siadasz na krześle i zaczynasz oglądać. Mężczyzna w żółtej pelerynie przedstawia żółwie ninja po niemiecku. Mam wielkie nerwy i ciągnę cię na pociąg. Dobiegamy w ostatniej chwili. W tej chwili dobiegam do przebudzenia. Gizu w nogach, dzień za oknem. Dzień dobry.

off

Jest 23, zaraz zamykają lokal, pada deszcz, uciekł nam ostatni autobus, jesteśmy pijane, zaraz jebnie burza.

A szkoda nie dopić. 😂

sobota, 24 czerwca 2017

bumerang

Nie jestem lustrem... I nie rozbiję się jak szkło.

Kathryn Purdie – Przekleństwo Soni

 Bumerang - kij, który wraca. Rzec można rodzaj przekleństwa. Odrzucasz, a to cholerstwo wraca i wraca. Hehe.

widokówka z...

Kiedyś wariowali z widokiem na morze.  Dziś młoda w bieli pozuje do szczęścia.

Zatrzymasz w kadrach wiatr.

Najbardziej bolą podrapane kolana i kolaże z pogubionych marzeń.

jedwab

Dziś z balkonu łapię London w przerwie pomiędzy deszczami. Przeszukuję Internet, szukam muzyki, zdrowia i truskawek.

Okazuje się, że mam wielki problem ze słowami. Ważę każdą spację, literę. Nie odpływam, może to kwestia wieku, a może świadomości. Backspace, backspace, backkurwaspace. I cisza między literami.

Potem mówisz: wyładniałaś. I świat mi nagle jedwabiem. Dotknij...

piątek, 23 czerwca 2017

świadomość piękna

Dobrze tak czuć, że jest Raj.

wtorek, 20 czerwca 2017

zbieram

Uwielbiam podkradać ułamki chwil. Uwielbiam zaglądać w balkony ludzkich dusz. Zawsze szukam w nich światła. 

wtorek, 13 czerwca 2017

kosmos

W pracy universe. Mars, Wenus i te sprawy. Kosmos jednym słowem. Trzeba zrobić operację. Poprzedni tydzień to też dla odmiany kosmos, a raczej wycieczka po Europie. Nie umiem zebrać myśli, a może coś popieprzyłam, może to tylko moja wyobraźnia. W Anglii na przekór było dużo kawy i ruch jak na autostradzie do Argentyny. Mówiłam, że na pewno coś pomyliłam? Przecież Argentyna to nie Europa. Mój Boże! To tylko Iwo tańczy. Z Natalią. Choć żadnej Natalii nie spotkałam. Ale wróćmy do opowieści. Autostrada zabrała nas na Syberię w stylu Ludwika któregoś o wygiętych nóżkach. Syberia ma ciepłe futro i rozgrzewa się whisky. Jest dobrze i ciepło na tych Hawajach. Sączymy drinki i palmy. Następnego dnia przez Szwecję do Włoch. Ostatnio często bywam w Szwecji, tak blisko. Wpadam na kawkę, ławkę lub bez celu. Włochy zaczarowały, uliczki, kolory i kokos z Indonezji czy Sri Lanki. Pizza będzie niebawem, bo zmieniamy kierunek na Tashirojima. A w Irlandii nadal owce. Zielono i nuda. W smakach też się pomieszałam. Choć najbardziej lubię te francuskie. Tam też byłam. A może to nie ja, tylko ty. Pola elizejskie to podstawa. Hakerzy wycięli wieżę, wstawili wibrator różowy. Taki żart. Muszę się napić kawy z mlekiem takim prawdziwym. Z polskiej wsi. Ale dygresją uciekli hakerzy. Oni tak naprawdę zabrali tylko baletnice, muzykę i zawieźli do Meksyku. W Meksyku prawdziwy Meksyk, apokalipsa i polskie piwo. Wczoraj Londyn "zachorował na odległość" a ja planuję kolej-ną wycieczkę. Nie po kolei. Mam w głowie.
Wracam w kosmos.

sobota, 10 czerwca 2017

inaczej

To miasto zaczęło oddychać.

Wrócę. :)

czwartek, 8 czerwca 2017

jutro

A jutro zmierzę się z demonami. Nie boję się. Mam siłę - Ciebie.

wczoraj

Uwielbiam ten stan. Dobrych wspomnień i uśmiechu. Trzy kubki z Pepco, w których kawa, chaos przygotowany do lotu, cytaty bliskie sercu. Miłe takie trzęsienia ziemi. Potem autostrada i zachód słońca. Póki wiesz, co to impuls, twoja dusza kwitnie. Natalia Oreiro przelicza kilometry. I dalej miło, milej. Dobrze tak, kiedy śmiejemy się z dawnych zadr, a kot mruczy.


I go crazy, crazy, baby, I go crazy... Migają światełka na autostradzie.


Jest mi tak lekko na duszy dzisiaj.

wtorek, 6 czerwca 2017

olśnienie o 5 rano

Niektórzy ludzie przestali mnie drażnić. Jeszcze tylko śmieszą, po prostu wielkie torty bezowe głupoty. Jedz więcej, pokryj lukrem głowę,  może zasymulujesz posiadanie mózgu. A taka jedna ona zapomniała jak smakuje fanta, sprite, hamburger, a nawet życie. Nie wie, co to złoty środek.  Tak jak ty nie wiesz, co to godność. Bez szacunku zostaje znudzona gęba, stara meduza, język w dupie owcy/krowy/karalucha. Nic nie skreślaj,  dopisz jak bardzo. A my mamy swoje promy kosmiczne. Rowerem można podbić wszechświat. To się nazywa wolność. To się nazywa radość. To się nazywa wyjebka na głupotę.

piątek, 2 czerwca 2017

dzień dziecka

Wielkie miasto oddycha szybko. Manufaktura mrowi się i pszczeli. Starszy człowiek pod pachą trzyma żółtą kurtkę wnuczki. Ma elektroniczny głos, dobre oczy i zepsutą krtań. Nikt nie słucha. Nagłośnienie człowieka, który ginie w trybie fast food, jest za słabe. Nie ma go w Google, więc nie istnieje. Tylko mu się wydaje, że jest, że trawi świat, że ma wątrobę i płuca. Babcia poprawia garba i grube okulary. Próbuje istnieć mimo braku Facebooka. W tle KFC, rozkrzyczane hamburgery, tłuste dzieci i kobiety z hybrydą w oczach. "To nie jest kraj dla starych ludzi." Wychodzą powoli, giną w tłumie. Reflektory smartfonów nie gasną nawet na chwilę. Błękitnieją policzki.

środa, 31 maja 2017

fiołki

Lubię, kiedy na mnie patrzysz. Chciałabym zamknąć wszystko w butelce bez listu, zapisać. To brokat. Świat mi iskrzy. Świat mi na rzęsach staje.

Wiem. Jestem popieprzona, całkowicie popieprzona. Na Twoim punkcie.

niedziela, 28 maja 2017

biel pasuje do nieba

Lana z widokiem na Raj...

Lana Del Rey - Lust For Life (Official Video) ft. The Weeknd

czwartek, 25 maja 2017

kobiety pakowane próżniowo

Rozpieprzają mnie laski w numerze XL, przymierzające na wdechu M z tekstem: Szkoda, że nie było eski. Jak nie umiem jeździć samochodem, nie zapisuję się na rajd Paryż Dakar. No kurwa.
Zaakceptuj siebie, nie rób z siebie sardynki w puszce, szynki w siatce, kobiety pakowanej próżniowo. Bądź wersją exclusive samej siebie.

monomyślenie

Robię Łąki i myślę,  by trampkami spacerować po chmurach. Z Tobą.

No i jeszcze o kawie. Cholera. Też z Tobą.

środa, 24 maja 2017

na wsi

Ile kilogramów filtrów na ig ma Twoje szczęście?

#szczęście #napokaz #udowodnię

dobrze

Jedną ugryzł w dupę kurczak. Albo wieprzowina. Przypalił L4, bo chora to znaczy głodna, w samotni, w ascezie, chłostać się tylko wypada. Aleksy level 6. A przecież nawet w kółku różańcowym jedzą. Ludzie mają żołądki. Wow!
Druga wsadza twarz w grządkę i dziwi się,  że między marchewkami. Nie lubi warzyw, a robi surówkę. Nie dziw się, że się popluła. Jak się robi samojebkę, to się na tym foto jest. Wow!
Trzecia na usługach. Tańczy, jak zatupią. Rozłóż skrzydła, nasikaj do kawy, piwa, coca-coli. Pocałuj mnie w nos, kota w futro, żabkę w jaja. W języku istnieje słowo nie. Wow!

wtorek, 23 maja 2017

Fotel

Zawsze kiedy tęsknisz tak naprawdę, dzieje się. Zawsze kiedy chcesz tak od serca, spełnia się.
Jak dziś.

poniedziałek, 22 maja 2017

bardzo głuche serca

Przeraża mnie Kasandra.
Czuję jakbym była w okolicach strony 207.


ps Chcę wywołać burzę w Twoich oczach (...) / K. Kowalewska Siedem grzechów głuchych 

niedziela, 21 maja 2017

prawo wyboru

Uwielbiam poezję. Jestem wybredna. Jestem obrzydliwie wybredna. Nie jarają mnie kielichy miłości, nie kopie w przeponę taniec kochanków we mgle. Rzygam na prozę poszatkowaną w wersy. Prozezja. Pseudointelektualne wypociny, czytanie ze słownikiem wyrazów obcych. Tytuły, których w żuciu nie zapamiętam. By odstraszyć czytelnika. Wersy długie jak kolejki do muzeum, bo noc, bo wejście za free, bo to takie trendy. Byłam w muzeum, wow!. W dupie mam muzea przez pozostałe dni w roku. Uwielbiam prawdę. Jestem wybredna, jeśli chodzi o muzea. Jestem obrzydliwie wybredna w poezji. I takie moje prawo. 

czwartek, 18 maja 2017

cisza

Jestem cholernym cynikiem. Czasem zamykam słowa na klucz, by nie urazić kamieni, aspirujących do bycia szczytem.

piątek, 12 maja 2017

dla niektórych zaskok

Można ka­mień rzu­cić w po­wiet­rze. Przez to jed­nak nie urosną mu skrzydła.  

Fryderyk Chrystian Hebbel

poniedziałek, 24 kwietnia 2017

przeszłość

Można przecinać kartkę na połowę i jeszcze na połowę. Można obciąć włosy, paznokcie, nawet kotu pazury. Odcinać metki, co gryzą gorzej niż niewygodne buty, niż przeszłość, niż wspomnienie muchy. Tylko wczoraj nie można ukatrupić, odciąć, odrąbać tępą siekierą. To tylko złudzenie, kolorowe wycinanki, sranki.

czwartek, 13 kwietnia 2017

święta

- A może przełożymy zakupy na jutro?
- Jasne! Z Tobą to bym utknęła jutro w kolejce w Kauflandzie na pół dnia i połowy nie kupiła. Takie to z Tobą święta :D

I tak najlepsze!

niedziela, 12 marca 2017

róż

Przyjdę do ciebie w koronce z mgły.  Potem rozbierzesz moje usta. Do naga. Z błyszczyku i niepewności w kolorze jedwab-róż.

sobota, 4 marca 2017

każde jutro ma swoje wczoraj...

Wszystko, co nowe, pięknie pachnie. Linie miast zbudowanych na niebie są tylko proste. Braki skrzyżowań, egzaminów z łez. Taki system przesiadkowy emocji. Tak łatwo odurzyć się powietrzem.

Wszystko, co stare, pięknie pachnie. Przeszłość to tylko drgania powiek, przetarta szyba, mgła. W dalekich kształtach nie widać rys. Nie wiesz, gdzie wysiąść, by wrócić. Zostań w tu i teraz. Tak łatwo przecież skaleczyć się powietrzem.

Nawet jeśli niebo zmęczyło cię błękitem i deszczem, zostań. Jest obok. I jeszcze wiatr. Który kocha szeptem, dotyka. Szczęście codzienności - najtrudniejsza metafora dopełniaczowa. By dostrzec... Tak trudno pogodzić się z powietrzem.

Dziś.

wtorek, 28 lutego 2017

przenośny kosmos w sobotę

Tej nocy przenoszę kosmos w czarnej torbie. Zapala się na suficie innego piętra. Innych twarzy. Ktoś tańczy. Ktoś pije. Ktoś się śmieje. Ktoś się zgubił, ale odnalazł. Bo przecież wystarczy chcieć odnaleźć dobrą drogę. Ktoś wylewa srebrny pył na dłonie. Błyszczą mi, srebrzą się. Angielski procentuje w kuchni. Procentują też kieliszki. A Twoje włosy tak pachną gwiazdami. Dziewczyna o dodatkowej linii serca to ja. Kiedy wracam do domu iskrzy się niebo. Od wiatru. Od śniegu. Od marzeń. Jest późno. Jest wcześnie. Ulica suną autobusy pierwszego kontaktu z rzeczywistością.

piątek, 24 lutego 2017

cinema friday

Z planów na wieczór - fascynujący spektakl. Jedyny w swoim rodzaju pokaz na żywo. Titanic w wersji wynurzenie.

Kupię popcorn.

czwartek, 23 lutego 2017

how?

Taka to próba znalezienia właściwego koloru tęczy.